piątek, 3 lutego 2012

Konkurs DASH44

Kochane użytkowniczki portalu Binabella, w związku ze zbliżającymi się Walentynkami wraz z firmą DASH44 przygotowaliśmy dla Was konkurs.


Zasady:
1) Wystarczy polubić nasz profil na Facebooku [klik]
2) W komentarzu pod tą notką zostaw komentarz z odpowiedzią na pytanie: Opisz najzabawniejszą sytuację z butami w roli głównej, która przydarzyła się w Twoim życiu.

NAGRODA to bon o wartości 100 zł do wykorzystania w sklepie DASH44.
Na zgłoszenia czekamy do 10.02.2012
Laureatem konkursu zostanie osoba, której odpowiedź zostanie uznana przez Jury za najciekawszą. 

WYNIKI
Laureatką konkursu zostaje użytkowniczka o pseudonimie: agnieszkazg
Gratulacje!

29 komentarzy:

  1. Było lato, jakieś 30 stopni na plusie, miałam na sobie buty na wyyysokim obcasie, jednak przez ciepło i kontakt materiału z którego były zrobione buty ze skórą porobiły mi się straszne odciski, i każdy krok to był dla mnie ból, nie mogłam już tego znieść, dlatego zdjęłam buty... w urzędzie, bo tam właśnie byłam, i latałam po urzędzie załatwiałam sprawy w marynarce... i boso bez butów :) Tak też wróciłam do domu, i jeszcze musiałam biec, ponieważ aswalt i chodniki były tak nagrzane od słońca, że nie dało się inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnego dnia wybrałam się wraz z koleżanką na zakupy do miejscowej galerii handlowej. Gdy chodziłyśmy po galerii zauważyłam piękne czerwono-czarne botki na koturnie.Od razu się w nich zakochałam!Musiałam je mieć! Więc zaraz pobiegłam do sklepu gdzie się znajdowały.Przymierzyłam.Pasowały!To była ostatnia para! byłam zachwycona!Kosztowały 289zł.Bardzo dużo,ale miałam taką sumę przy sobie więc postanowiłam,że pozwolę sobie na taką przyjemność.Okazało się,że nie tylko ja byłam zachwycona ich wyglądem.Pewna dziewczyna też je bardzo chciała.Wyrwała mi je prosto z rąk i pobiegła w stronę kasy.Byłam bardzo wściekła! Zaczęłyśmy się wyzywać i doszło do rękoczynów.Ochrona próbowała nas rozdzielić,jednak bez skutecznie.W tedy jakaś inna dziewczyna zabrała nam obu przed nosa nasze wymarzone buty! Obie byłyśmy wściekłe, dziewczyna kupiła buty i wyszła ze sklepu.Nagle zaczęłyśmy się śmiać.Ja i dziewczyna z, którą się kłóciłam o botki, wyszłyśmy ze sklepu z uśmiechem na twarzy,śmiejąc się z całej zaistniałej sytuacji.Ta dziewczyna jest dziś moją najlepszą przyjaciółką :)

    Dash44 mam nadzieje,że historia się podobała. Mam nadzieje,że mam szansę. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najzabawniejsza sytuacja z butami? A może być to sytuacja znajomej, której pomagałam w poszukiwaniach?

    Otóż. Była impreza w polach, na wiosce. Wszyscy świetnie się bawili, były ziemniaczki z ogniska, tanie winko, muzyczka itp. Oczywiście nigdy imprezy nie kończą się bez "urojeń" uczestników. Nagle jakieś 100m od miejsca imprezy zobaczyliśmy strasznie duży ogień. Większość zaczęła krzyczeć " Matko Boska, bór się pali!" Jako inteligentna osoba zaczęłam się rozglądać, czy to nie tam, gdzie przydeptałam niedopałek papierosa. Wszyscy panikowali że zaraz przyjedzie DO NAS Policja, Straż, FBI... że trzeba się zmywać, chociaż połowa spała opita. I tu zaczyna się ciekawiej - w drodze powrotnej do jako takiej cywilizacji, droga była cała obłocona, a miałyśmy założone baleriny/japonki. Znajoma która była w japonkach w pewnym momencie "zgubiła buta" w jakimś rowku z wodnistym błotem. Oczywiście ekipa zaczęła się angażować w poszukiwania buta. Jednak po 5 minutach grzebania jedna z osób krzyknęła : Kurde ludzie to gnojówka!!.. chcielibyście widzieć, jak wszystkich odrzuciło:) Niestety twardą i nieposkromioną poszukiwaczką pozostała właścicielka buta;) Otóż but się znalazł, a wszyscy z rękami (i nogami, butami) upacianymi w maseczce błotno-gnojówkowej dumnie kroczyli do samochodu... uoeeee, nie chielibyście w nim siedzieć o.O!!^^


    cataleya@opoczta.pl Cataleya;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Możecie nie uwierzyć, ale moja najzabawniejsza przygoda miała miejsce właśnie ze szpilkami z Dash (czarne szpileczki z odkrytym palcem i kokardką z tyłu) w zeszłe wakacje. Wyruszyłyśmy z koleżankami na podbój wybrzeża. Piątkowy wieczór, 3 godziny szykowania, my pięknie 'odstrzelone' dumnie kroczymy promenadą do nadmorskiej dyskoteki. Po drodze postanowiłyśmy coś przekąsić. Zahaczyłyśmy o jakąś knajpkę, zamówiłyśmy jedzonko. Kiedy czekałam przy stoliku na swoje zamówienie, zobaczyłam przystojniaka z moich okolic, który od dawna mi się podobał. Kiedy barman wywołał mój numerek, poprawiłam włosy, przyjęłam idealnie prostą postawę (pierś do przodu i te sprawy;)) i poszłam odebrać jedzenie. Wracając rzuciłam kokieteryjne spojrzenie przystojniakowi i... potknęłam się wywalając zawartość mojego talerza na podłogę, przy okazji tłukąc zastawę! Niestety, prawda jest taka, że kto buja w obłokach, powinien też czasem spojrzeć pod nogi, lub przynajmniej brać pod uwagę, że szpilka, zwłaszcza cienka, może od czasu do czasu o coś zahaczyć, na przykład niski podest;) Dla mnie historia skończyła się szczęśliwie. Pominę fakt, że za stłuczoną zastawę musiałam zapłacić. Bo z pomocą przy sprzątaniu przyszedł mi nikt inny, jak 'mój' przystojniak. Spędziliśmy razem resztę pobytu. I tak został do dziś i mam nadzieję, że już do końca życia;)

    OdpowiedzUsuń
  5. razem z kumpelą wybrałyśmy się do sklepu ze sportowymi butami .chciałam kopić sobie buty do biegania. przy kasie stal bardzo ładny facet .w końcu wybrałam sobie buty i podeszłam do kasy mówiąc- czy dostanę takie buty w rozmiarze 38 ?- to są buty do tenisa powiedział chłopak ledwo powstrzymując śmiech . czerwona na twarzy nie wiedząc co zrobić odeszłam od kasy i razem z Julka w pośpiechu wyszłam ze sklepu . nie mogąc sobie darować czemu wtedy nie poszłam tam z bratem który zna się na butach. od tamtego czasu wstydzę się iść do tamtego sklepu gdy przy kasie jest ten chłopak ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Święta Bożego Narodzenia ja i moja przyjaciółka tradycyjnie wybrałyśmy się na pasterkę. Na tę okazję ubrałam moje nowe, śliczne kozaki na dość wysokim obcasie. Kupiłam je akurat na święta. W drodze do kościoła koleżanki bardzo chwaliły moje butki co bardzo mnie cieszyło. Na mszy jak to w święta było bardzo dużo ludzi, usiadłyśmy z przyjaciółką na drewnianych krzesełkach, które były nie liczne i dość nie wygodne ale niestety były to ostatnie miejsca siedzące. No i właśnie w tym miejscu zaczęła się moja zabawna przygoda z butami. Przy klękaniu musiałam wysunąć nogę do tyłu i gdy chciałam wstać jeden z moich pięknych kozaczków a dokładnie obcas kozaka zaklinował mi się w deseczkach, które były w konstrukcji krzesła ( krzesło dość dziwne, stare :)) zaczęłam szarpać nogą i ruszać krzesłem. Wszyscy wstali a ja dalej klęczę moja przyjaciółka zaczęła mi pomagać wyciągnąć buta z tego nieszczęsnego krzesła. Czułam ze cała się czerwienie a za plecami słyszę chichot koleżanek. Aż nagle jeden starszy pan podszedł i jednym zamachem pomógł mi wyciągnąć buta z krzesła. Przez resztę mszy myślałam tylko o żałosnej sytuacji z uwiezionym butem. Gdy wyszliśmy nie było tak źle sama śmiałam się z tej przygody a inni mówili ze mam niezawodne buty bo wszędzie się zmieszczą :)Do dziś chodzę w nich do kościoła lecz unikam tamtego krzesła :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia nie moja, a mojej mamy, której ojciec (a mój dziadek) był krawcem we własnej pracowni połączonej z jego prywatnym mieszkaniem.
    Któregoś razu do dziadka przyszedł mężczyzna na przymiarkę garnituru. W przedsionku przebrał się w przygotowane ubrania i przeszedł do głównej części pomieszczenia by wykonać poprawki i tak dalej.
    W tym czasie matula moja, jako dziecię niezwykle pomysłowe i obdarzone wyrafinowanym poczuciem humoru, złapała jeden z eleganckich lakierków rzeczonego pana i schowała go... w piekarniku. Wówczas przyczaiła się w pobliżu, by zaobserwować reakcję nieszczęsnego klienta. Niestety, przymiarka przeciągała się w nieskończoność, więc znudzona czekaniem poszła bawić się na podwórko!
    Raban, który nastąpił gdy elegancik zaczął zbierać się do wyjścia, mama zna zatem tylko z relacji... Buta szukano we wszystkich miejscach mniej i bardziej prawdopodobnych, jednak na kuchnię nikt nie wpadł... Podobno zdesperowany dziadek wypalił w którymś momencie "Panie, a może pan w jednym bucie przyszedł?", na co został dokładnie i niecenzuralnie zwymyślany przez klienta - ciekawe dlaczego ;)
    W pewnym momencie w oko cyklonu wkroczyła moja mama, która zmęczona zabawą wpadła zobaczyć jak się sprawy mają. Na widok iście dantejskich scen podrzuciła buta pod jakieś krzesło i czmychnęła do swojego pokoju.
    Mama dokładnie nie pamięta, ale wydaje jej się, że elegancik więc się w ich pracowni nie pojawił... No coś podobnego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam . Pierwszeg wrzesnia szłam do technikum(nowa szkoła) miałam 16 cm szpilee ! byłam odszczelonaaa ze łohohoho . Wstaje z miejsca a siedziałam na samym tyle autobusu stanełam se źle obcasem i przeleciałam przez cały autbus łamiąc przy tym obcasa. no wiec do szkoły poszłam bez jednego obcasa wszytscy sie ze mnie śmiali . a i przyokazji rozerwałam sobie spodnie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kilka lat temu, koniec wakacji.
    Byłam na koncercie mało znanego zespołu. Na początku nudno, potem...bardzo się rozkręciło, do tego stopnia, że zaczęliśmy robic pogo. ;) W pewnym momencie(najlepszym!!) poczułam, że...zgubiłam buta! Okazało się, że moje superwytrzymałe nowiusienkie sandały nie były przeznaczone na zabawy podczas koncertu, bo się zepsuły.
    Oczywiście zrobiło się małe zamieszanie, gdyż pogo zamieniło się w grupę ludzi szukającą pewnego buta, co wywołało niemałe wybuchy radości...Pamiętam do dzisiaj jak połowa ludzi nie wiedziała o co chodzi i patrzyła się na drugą połowę szukającą buta.. :D Śmiechu nie brakowało, uwierzcie...
    Jednak zguba szybko się odnalazła, a ja musiałam opuścic resztę koncertu.
    Zła na siebie i buty wyszłam z sali i usiadłam na korytarzu.
    Po kilku minutach zauważyłam, że ktoś dobija się do drzwi budynku. Zerwałam się, by otworzyc, zapominając, że nie mam na sobie jednego buta. Gdy otworzyłam, okazało się, że był to chłopak, który od dawna mi się podobał, chociaż nigdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Teraz podziękował mi i..zaczął rozmowę na temat..butów! Wybuchnęliśmy śmiechem.
    To był piękny czas. Po tym zdarzeniu byliśmy ze sobą przez ponad rok. Sama już nie wiem co lepiej wspominam - nasze pierwsze spotkanie, czy zepsute sandałki? Jednak wiem, że nie zapomnę tego nigdy.

    I kto mówi, że buty nie potrafią zmienic naszego życia?

    OdpowiedzUsuń
  10. Było to 12 lat temu w dniu mojej ustnej matury z angielskiego. Czekaliśmy wszyscy w szkole na pierwszym piętrze niecierpliwie na wyniki,dłużyło się okropnie. Co jakiś czas schodziłam na dół gdzie czekał na mnie mój narzeczony, obecnie mąż, ponieważ mieliśmy iść świętować mój ostatni już egzamin. Do pokonania miałam trzy partie długich schodów, niestety na tej drugiej już na pierwszym stopniu się potknęłam, złapałam się poręczy(dzięki Bogu, że blisko niej szłam bo schody były szerokie i gdyby nie poręcz to pewnie poleciałabym w dół jak kłoda) i ześlizgnęłam się na niej jeszcze kilka stopni w dół. Gdy już się zatrzymałam, stanąć na butach nie mogłam bo w miejscu obu obcasów wystawały po trzy gwoździe. Obracam się za siebie a tam leżą moje dwa czarne,siedmiocentymetrowe, kwadratowe, zamszowe obcasiki - byłam w szoku. No nic, po dłuższej chwili, jak trochę przestały mi się ręce trząść podniosłam ukochane obcasiki i idę na paluszkach na dół bo stąpanie na gwoździach do przyjemnych nie należało. Wychodzę przez drzwi i widząc narzeczonego łzy napływają mi do oczu ale nie płaczę, niosę jednego obcasa w jednej ręce, drugiego w drugiej i słowa nie chcą mi przejść przez gardło, podnoszę wyżej ręce i pokazuje ukochanemu to co trzymam nie mogąc nic z siebie wykrztusić a on pochyla się nad moją ręką i chcę go UGRYŹĆ - myślałam, że żartuje sobie, a on zatrzymuje się i wącha, odsuwa twarz i pyta mnie co to jest, no to odwracam się tyłem i pokazuję, że obcasów nie mam przy butach. Odwraca mnie z powrotem do siebie i łapie za ramiona mówiąc : A JA MYŚLAŁEM, ŻE TO TWOJE CIASTO CZEKOLADOWE? Wybucham śmiechem, on razem ze mną, łzy mi ciekną po policzkach, i te smutku z rozwalonych butów i radości, powstrzymać się nie możemy, brzuch boli, ciężko złapać oddech, nigdy wcześniej tak mocno się nie śmiałam. Do dzisiaj to wspominamy za każdym razem gdy piekę moje ciasto czekoladowe, które rzeczywiście wygląda identycznie jak te obcasy. Historia skończyła się szczęśliwie: dałam narzeczonemu klucze do domu by przyniósł mi inne a sama poczekałam przed drzwiami do szkoły na boso bo ustać na gwoździach dłużej nie dało rady. Na drugi dzień buty były już przez szewca naprawione i długo, długo jeszcze mi służyły. THE END. HAPPY END :):):)

    Joanna
    kabanos_25@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
  11. Któregoś dnia byłam w centrum handlowym. To była chyba jakaś wiosna, bo miałam na sobie trampki, pamiętam. Nie zawsze chce mi się wiązać buty i tak też było i tym razem. I w takim stanie wkroczyłam na ruchome schody. Gapiąc się na wystawy sklepowe nie zauważyłam, że dojechałam już do końca. Chciałam ruszyć więc naprzód, ale nie mogłam. Obejrzałam się i zobaczyłam, że schody pożarły mi sznurówkę! I co gorsza wciągały ją coraz bardziej. Blokowałam schody i ludzie musieli się obok mnie przeciskać, podczas gdy ja machałam nogą jak nienormalna, a klienci okolicznych Mc'ów i innych Subwayów ryczeli ze śmiechu i pokazywali mnie sobie palcami. Po dobrych dwóch minutach, gdy wokół zgromadził się już spory tłumek doradzający mi co zrobić, szarpnęłam mocno nogą i sznurówka pękła. Teraz mnie to bawi, ale wtedy było mi okropnie głupio!
    Ech, złośliwość rzeczy martwych...

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla mnie najzabawniejszą sytuacją z butami było dla mnie to , gdy znalazłam nowiuśkie Najki w lumpeksie za jedyne 9 zł!:) odlot!
    Ewelina
    evela123@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Skuszona opowiadaniami koleżanki o chińskich centrach handlowych wybrałam sie tam na zakupy. Znalazłam balerinki- wyjątkowo piękne i leciutkie, czarne pokryte koronkowym materiałem i no w atrakcyjnej cenie 30zł. niewiele myslac skrzystałam z tej niebywałej okazji i kupiłam a że były o nieby lżejsze i wygodniejsze od moich starych adidasów postanowiłam w nich wrócić do domu. Gdy tylko wyszłam ze sklepu zaczął kropić deszcz. żę było letnie upalne popołudnie był to całkiem miły orzeżwiajacy deszcz. Miałam dobry humor, wygodne buty na nagach wiec powolutku wedrowałam do domu. Nagle poczułam ze stąpam po wodzie . Spogladam na moje nowe buty a tam nie mogłam uwierzyc włąsnym oczom BRAK PODESZWY- została w kałuży. Zmieniłam buty na moje strare niezawodny adidasy i obiejrzałam dokładnie pozostałości po balerinkach. Okazło sie żę pod warstwą pięknej koronki miały TEKTURE. Wyrzucilam do kosza na smieci i odtad szerokim łukiem omijm chińskie sklepy;)..

    linka132@wp.pl
    paulina

    OdpowiedzUsuń
  14. Kupiłam sobie mega wysokie buty- bodajże 13 cm. Jak każda kobieta chciałam wzbudzić zazdrość u koleżanek, więc wybrałyśmy się na miasto, żeby "ochrzcić" mój zakup. Tak więc ja- nieprzyzwyczajona do takich wysokości w pewnym momencie wylądowałam jak długa u nóg jakiegoś przechodnia. Mimo, że od tego zdarzenia minęło już kawał czasu , anegdotka ta wciąż wzbudza niepohamowany śmiech osób, które wtedy ze mną były. :)
    mironska.e@gmail.com
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
  15. Kilka lat temu wybrałam się na zakupy. W pobliżu centru handlowego przebudowywano właśnie ulicę, więc ścieżka na skróty, którą zawsze chodziłam przebiegała przez plac budowy. Było już ciemno, zimno, więc uznałam, że zależy mi na czasie i śmiało ruszyłam przed siebie. Traf chciał, że ścieżka przebiegała nie przez trawnik (jak zawsze), a przez... grzęzawisko. Po trzech krokach zapadłam się w błoto do kostek. Nie chciałam się jednak poddawać i uznałam, że takie błoto mi nie przeszkodzi. Niestety... Kiedy dotarłam do końca ścieżki okazało się, że jestem bez jednego buta :/ Do domu miałam 30 minut iścia pieszo, do autobusu wstydziłam się wsiąść, więc.... Poszłam w stronę centrum, schowałam się za rogiem (od strony parkingu dla dostawców) i zadzwoniłam po wujka. A że "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni", to szybciutko przebrałam się w samochodzie w inne buty i uparcie ruszyłam na zakupy. Problem w tym, że w samochodzie było ciemno, a ja nie zauważyłam, że aż do kolan jestem upaćkana w błocie :P Dotarło to do mnie dopiero po wejściu do centrum...

    katarzyna.welka@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Przechadzając się po galerii handlowej szukałam czegoś odpowiedniego i w w moim stylu. Był to okres powyprzedażowy i liczyłam na pozostałości "po sale'ach". Przypadkiem weszłam do sklepu z butami, który zawsze prezentował bardzo ładne i znane buty. Na wystawie zobaczyłam czerwone szpilki, spojrzałam na nie, wzięłam do rąk - były przecenione z 299 na 99! I to w moim rozmiarze 40! Nie mogłam uwierzyc, a jednoczesnie czułam sie podekscytowana, że moje wymarzone szpilki, o których marzyłam są w zasiego mojej ręki. Od razu przymierzyłam jednego buta - lewego. Idealnie pasował, wiec pomyślałam, że nie ma potrzeby mierzenia drugiego. Wróciłam do domu szczęśliwa jak nigdy dotąd. Moim rozczarowaniem okazało się to, że kupiłam DWA LEWE BUTY. Okazało się, że były przecenione tylko dlatego, że był to outlet, który zawierał feler. A ja obeszłam się ich smakiem i wróciłam do domu rozczarowana i z nadzieją, że może ktoś kupi sobie te buty, tak jak ja i przekona się o ich cudownych właściwościach;)
    dominikaperek@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak sobie myślę i muszę przyznać, że zabawnych historii z butami w roli głównej miałam naprawdę sporo. Rozpoczynając od złamanego obcasa, a kończąc na obtartych stopach i wracaniem do domu przez całe miasto na boso. Ale taką najbardziej (przynajmniej według mnie) zabawną historią jest historia z pianą party w tle. Otóż któregoś lata (bodajże 2008) w jednym z klubów zorganizowano piana party. Wiadomo - lato, ciepło, ludzie się bawią (niektórzy nawet w strojach kąpielowych i na boso). Ja stwierdziłam jednak, że co to, to nie - nie będzie, ani bikini ani bosych stóp. Dlatego ubrałam się zwyczajnie, jak na imprezę, założyłam czarne (to istotna kwestia ;D), zamszowe szpilki, peep toe z kokardką.
    Zabawa w pełni, piana się leje (drinki też :P), no ale kiedyś zabawę skończyć trzeba. Godzina ok. 4 rano, wychodzę z klubu, ale coś mi się źle idzie.. (stwierdziłam, że to przez procenty w głowie :)). Wsiadłam do taxówki i pojechałam do domu.
    Rano kiedy się obudziłam, jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że moje stopy są czarne - tak! czarne! (nie wiedziałam jak to możliwe, ponieważ przed snem kąpałam się, poza tym nie szłam na boso ani nic z tych rzeczy). Pobiegłam je umyć, ale dalej były czarne. Wtedy zobaczyłam moje piękne, zamszowe buty, które wyglądały jakby chodził w nich ktoś z podwójnym platfusem (trochę się "rozlazły" pod wpływem piany) i olśniło mnie, że barwnik z butów postanowił "zakolegować się" z moimi stopami :).
    Próbowałam wszystkiego, aby pozbywać się efektu czarnych stóp ;D - kwasek cytrynowy, pumeks! (oj, bolało), jakieś płyny, zmywacz do paznokci (nic nie pomagało!).
    Trochę głupio było mi w środku lata chodzić w sandałkach czy japonkach z czarnymi stopami, no ale cóż począć :). Po jakimś tygodniu barwnik na szczęście zszedł, a ja pożegnałam się na zawsze z czarnymi butami w połączeniu z piana party. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Od dłuższego czasu, utrzymywała się piękna słoneczna pogoda. Pomyślałam że dobrze by było wybrać się na wycieczkę w góry. Lubię pokonywać niewielkie wzniesienia. Na taką eskapadę, doskonale nadaje się mój kolega Kuba. Zatelefonowałam do niego i postanowiliśmy, że wspólnie wybierzemy się w góry. Wyjazd miał nastąpić za dwa dni. Na drugi dzień zaczęłam więc przygotowania. Kompletowałam ubrania tak, aby być przygotowana na każdą pogodę. Zorientowałam się, że nie mam odpowiednich butów na taką wyprawę. Przypomniałam sobie, że niedawno w moim ulubionym sklepie właśnie takie widziałam. Prędko tam pobiegłam, żeby zobaczyć czy ktoś mi ich nie wykupił. Będąc na miejscu zobaczyłam przez szybę, że czeka na mnie ostatnia para. Poprosiłam ekspedientkę, żeby mi je podała, bym mogła je przymierzyć. Nagle pewna dziewczyna podeszła do mnie i wyrwała mi je z rąk. Byłam zszokowana. Najpierw łagodnie poprosiłam ją żeby mi je oddała. Następnie bardziej nerwowo powiedziałam jej, że to ja byłam pierwsza i to ja powinnam je pierwsza przymierzyć. Dziewczyna nie miała zamiaru mi ich zwrócić. Zdenerwowałam się i wtedy zaczął się prawdziwy konflikt. Wyrywałyśmy sobie je nawzajem. Sprzedawczyni prosiła nas żebyśmy się uspokoiły, ale my jej nie słuchałyśmy. W pewnym momencie pociągnęłam dziewczynę za włosy, a ta upuściła pudełko z butami. Wzięłam je szybko i pobiegłam do kasy. Dziewczyna zaczęła się śmieć. Zdziwiona popatrzyłam na nią i uświadomiłam sobie, że to co zrobiłyśmy bardzo dziecinne i głupie. Podeszłam do niej i ją przeprosiłam.
    Razem zaczęłyśmy się śmiać. Sprzedawczyni dziwnie się na nas popatrzyła i odeszła z uśmiechem. Dziewczyna także mnie przeprosiła i ustaliłyśmy że żadna z nas nie kupi tych butów. To nie był koniec naszej znajomości. Wymieniłyśmy się numerami telefonów.
    Znalazłam buty w innym sklepie, a moja wyprawa z Kubą wypadła doskonale.

    Cieszę się z przygody w sklepie, ponieważ Karolina, dziewczyna poznana w sklepie okazała się bardzo fajna i została moją najlepszą przyjaciółką.

    Kinga .
    kiniaaa97@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedyś w sesji zimowej na egzamin ustny ubrałam sobie eleganckie kozaki na wysokim koreczku by wyglądać szykowanie i profesjonalnie a poniekąd zrobić dobre pierwsze wrażenie. Jednak jakie było moje zdziwienie gdy uciekł mi sprzed nosa autobus więc miałam kolejne 20 minut czekania co równało się oczywiście ze spóźnieniem. Jako osoba w gorącej wodzie kąpana nie mogłam czekać, musiałam działać dlatego rzuciłam się pieszo w trasę do kolejnego przystanku ale nie przewidziałam że buty zaczną mnie obcierać. Po drodze uznałam że ubieranie tych butów to był błąd nr 1. natomiast błędem nr 2 była piesza wyprawa, która w ostateczności skończyła się urwaniem korka z lewego buta. Już byłam taka wściekła że wszystko jedno mi było, fakt że zdałam na 4 nie poprawił mi humoru. Cały dzień byłam wściekła jak osa a dzisiaj wspominam ten incydent z uśmiechem na twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  20. najzabawniejsza sytuacja , która mi się przytrafiła z butami to wtedy , gdy nagle zebrała się wielka burza , a byłam wtedy z koleżankami w parku - kawałek od domu. Gdy zaczęło tak lać i grzmieć zaczęłyśmy szybko uciekać, a jeszcze szybciej , gdy koleżanka powiedziała, że ma nie odłączony telewizor czterdziestoparo calowy, za co tata by ją zatłukł. Tak więc biegnąc jak najszybciej z powrotem do domu zahaczyłam o kałużę , w której został mój but (klapek). Co najlepsze - myśląc jedynie o tym telewizorze - dopiero po 15 metrach doszło do mnie , że biegnę bez buta. Ale miałyśmy ubaw! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boże ja to miałam nie złą wpadkę , mam ulubione szpilki , szłam na ważne spotkanie a fleki były już zdarte , mąż zapomnił je wymienić wiec obcasy były odziane w same główki metalowe , stukały głośniej , ale myślę sobie przeciez obejdę to tylko kilka kroków z samochodu do restauracji . No i spotkanie sie udało , myślę wskoczę do rossmanna i kupię sobie prefumy jeszcze dziś , weszłam było mokro , płytki śliskie , ale szłam ostrożnie , gdy brałam zakręt pomiedzy regałami , nagle noga mi na tym łepku od fleka podjechała i bach , lezę jak długa na posadzce , naszczęście nic mi się nie stało :)))))

      Usuń
  21. Oczywiście najlepsze przygody przytrafiają się w najmniej oczekiwanych momentach.. Kiedyś latem będąc z siostra na zakupach "na mieście", mając na nogach nowiutkie japonki, przytrafiła mi się taka właśnie przygoda:) Idąc głównym deptakiem poczułam, że nie mam buta! Patrzę do tyłu, a tam mój śliczny japonek z wyrwanym paskiem, który znajdować powinien się między moimi palcami! Szybko zgarnęłam pechowego buta, siostra rozglądała się za ławką, na której czekałam aż wróciła ze sklepu obuwniczego z nowymi butami (które nota bene okazały się za duże- 39 to nie zawsze 39;) ).
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Pewnego dnia słonecznego,
    Kiedy wreszcie trafiłam do serca JEGO,
    I na randkę zaprosił mnie mój ukochany,
    Zawołałam: co ja na siebie włożę, rany!

    Czarną spódniczkę na siebie założyć chciałam,
    Do tego czerwoną bluzkę gdzieś wygrzebałam,
    I wtedy problem pojawił się nie mały:
    Moje jedyne letnie buty to sandały!

    Zaraz pobiegłam do cioci Gosi,
    Lucyny, Haliny, Klaudii i Zosi,
    Pytałam o czółenka, baleriny pasujące,
    Lecz wszystkie odpowiadały: niestety, moje słońce!

    Zbliżał się nieubłaganie dzień tego spotkania,
    A ja miałam do wszystkich te same pytania:
    Jakie buty zrobią na chłopaku wrażenie?
    Czy użyczy mi ich któraś wnet na oka mgnienie?

    Dzień spotkania nastąpił wspaniały,
    A ja musiałam niestety założyć sandały.
    Z drżącymi nogami poszłam na spotkanie,
    Gdzie chłopak na mnie czekał niezdecydowanie.

    Podchodząc, zmierzył od dołu do góry,
    I uśmiech na jego twarzy zagościł wesoły.
    Myślałam, że wyśmiać mnie zaraz chciał,
    Lecz tylko czule za rękę mnie wziął.

    Dzień minął mi niezwykle cudownie,
    Nie wiem kiedy nastąpiło rozstanie.
    Chłopak mnie chciał do domu odstawić,
    I na następną randkę termin ustalić.

    Przy rozstaniu usta do ucha mi szeptały:
    Załóż następnym razem również te sandały.

    Powodzenia w wyborze! :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Kupiłam piękne platformy, szare, wysoki obcas, coś w stylu gladiatorek. Tego dnia musiałam załatwić kilka wpisów do indeksu. Kiedy stałam w kolejce do dziekanatu podeszła do mnie nieznajoma dziewczyna i zaczyna rozmowę:
    Ona (patrząc tak, jakbyśmy się znały od lat): Po takich butach rozpoznaje się Jarosław.
    Ja: ????
    Ona: No szpital w Jarosławiu
    Ja: Ale o co chodzi?
    Ona: Nie wiesz o co chodzi?
    Ja: No nie bardzo.
    Ona (dziwnie się zachowując): ok. Przepraszam.

    Po moim wyjściu z gabinetu profesora zaczepiła mnie ponownie.
    Ja: Ale o co chodzi?
    Ona: nie wiesz?
    Ja: nie wiem
    Ona: O ten pociąg co nie chodzi.
    Ja: ...

    Ona w tym momencie chciała odejść, ale wróciła się.
    Ona: Też kiedyś taka byłam jak ty.
    Ja: Czyli?
    Ona: Najważniejszy był dla mnie wygląd, musiałam zawsze dobrze wyglądać.
    Ja: Ale dla mnie nie jest najważniejszy...
    Ona: Też nie mogłam ani przez chwilę wyglądać źle
    Ja: ...
    Ona: I te buty... Po takich butach rozpoznajemy się my z Jarosławia...
    Ja: ...

    Kiedy po raz kolejny nie odpowiadałam ona odeszła.
    Teraz dodać muszę, że w Jarosławiu swego czasu był oddział psychiatryczny najsłynniejszy w naszym regionie.

    I tak oto moje piękne platformy stały się przyczyną dziwnej rozmowy...

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja tu nie będę sie tak rozpisywać jak dziewczyny.Opisze krótka historie która wydarzyła mi sie 2 lata temu.
    Była zima,szlam w wysokich kozakach na wysokim obcasie do sklepu.Nadepnelam na studzienke,i w pewnym momencie obcas utkwil mi w otworze w studzience.Byłam przerażona,silowalam sie z tym butem i chciałam jakoś ten obcas wyciągnąć z ten studzienki.Niestety moje starania nic nie dały.Nie chciałam wracać do domu w jedym bicie,wiec poprosiłam dwóch młodych chłopaków o pomoc,było mi strasznie wstyd.Ale dzielni chłopcy pomogli mi wyciągnąć obcas z tej studzienki.Jeden z nich jest już moim narzeczonym :)
    Ale to już osobna historia ...

    OdpowiedzUsuń
  25. Zapomniałem podać maila anitka173@buziaczek.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. Było lato.Miałam sprawę do załatwienia w Sądzie a tu nagle chlas i poszedł pasek w ala-klapkach(sandałki bez zapiecia w kostce) na przodzie tak nieszczęśliwie ,że tylko podeszwa została.Wokoło nie było żadnego sklepu a spóźnić sie nie wypadało.Miałam w torebce gumkę recepturkę i tak umiejętnie zawiązałam.że klapek w całości prezentował sie bardzo oryginalnie a ja mogłam z powagą wkroczyć w Sądowe mury.Oczywiście po takim spacerku buty nie nadawały sie do niczego.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  27. (przyznaję się bez bicia) To były lata 90-te, niezapomniane czasy liceum. Grałem wtedy w amatorskim teatrze. Kocham ten rodzaj sztuki, bardzo chciałem zostać aktorem. Wystawialiśmy wówczas dosyć mocny spektakl "TRYLOGIA MIŁOŚCI". Grałem rolę przyjaciela głównego bohatera, który pracował jako drag queen. Publiczności się bardzo podobało, dlatego mieliśmy aż 4 spektakle, a ja z konieczności nauczyłem się chodzić na wysokich obcasach. Ostatnie przedstawienie było grane w naszym dzielnicowym Ośrodku Kultury, praktycznie w tym samym czasie co rozdaniem nagród dla lokalnych młodych talentów i animatorów kultury. Do odbioru pamiątkowego talerza - wyróżnienia dla naszego zespołu, wytypowano mnie. Po ostatniej scenie (w sukni balowej), musiałem się szybko przebrać i lecieć na galę, odbywająca się w głównej sali budynku (dwa pietra wyżej). By zaoszczędzić czas, spodnie miałem już na sobie, co pozwoliło bym zdążył tuż przed wyczytaniem komu, co i za co. Środkiem auli ruszyłem po nagrodę. Wszystko było super - ukłony, gratulacje, tylko nie spodziewałem się, że ludzie będą mnie palcami sobie pokazywać. O co chodzi, zorientowałem się dopiero schodząc ze sceny - owszem przebrałem się, ale zapomniałem zdjąć kozaków na wysokim obcasie. Na poczęstunku po uroczystości, poznałem chyba wszystkich gości, musząc każdemu tłumaczyć, czemu taki image, a reszta mojego zespołu naprawdę płakała ze śmiechu.

    Robert
    r.stawski@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  28. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń